Wejście na jakąś drogę zawsze coś za sobą pociąga.
Kroczenie ścieżką ZEN, wiąże się z codzienną praktyką na wielu poziomach.
Jedną z nich jest zazen (座禅) czyli „siedzienie zen”.
Nie chcę tu wchodzić w teoretycznie rozważania po co to robimy (nauczanie, wprowadzanie i inspirowanie należy pokornie zostawić Mistrzom Zen), ale przytoczyć użyteczne wskazówki, które możecie znaleźć w każdej japońskiej świątyni ZEN, w klasach początkujących. To garść czystych informacji, jak siedzieć, oddychać i jak uspokajać swój umysł. Mam nadzieję, że zainspiruję kogoś do zrobienia czegoś dobrego dla siebie, poświęcenia sobie kwadransa, żeby poczuć spokój, wyciszyć emocje i natłok myśli. To takie codzienne przyziemne korzyści z „cichego siedzenia”.
Najlepsze jednak jest to, że siedzieć w zazen można wszędzie, nawet we własnym domu. Nie trzeba od razu jechać do Japonii, żeby praktykować japońską drogę pokory i równowagi. Dla mnie to Droga Dnia Codziennego. Stąpam nią od 30 lat.
Na początek potrzebna jest poduszka, kawałek podłogi, otwartość i dobre chęci.
Istnieje kilka pozycji do siedzenia:
– kekka-fuza (結跏趺坐) – pełny lotos
– hanka-fuza (半跏趺坐) – półlotos
– koza (胡坐) – pozycja birmańska (po turecku, ale z wyciągniętą jedną nogą)
– seiza (正坐) – siedzenie na piętach
Brzmi poważnie. ;))) Na pocieszenie dodam, że nie sposób jest wytrzymać dłużej, w żadnej z tych pozycji, niż kilkadziesiąt minut, dlatego przerywamy ją zwykle co 30 lub 40 minut kinhin (経行), czyli praktyką podczas chodzenia. Ja siedzę w pozycji birmańskiej, wiele osób wybiera z kolei seiza. Nie znam nikogo (wliczając w to Mistrzów), kto siedzi przez kilka dni, podczas sesshin lub zazenkai (- formalnych spotkań ZEN) w pełnym lotosie! Jakiejkolwiek pozycji finalnie nie wybierzemy, najważniejsze jest, żeby ją prosto utrzymać i oddychać w niej prawidłowo. Te rzeczy są ściśle powiązane, umysł jest niespokojny, gdy nie oddycha się prawidłowo, a oddech nie może być stabilny, jeśli trzymamy złą postawę.
1. Zaczynamy od umoszczenia się na poduszce.
Najlepiej siedzi się na klasycznej japońskiej zafu, można też złożyć na pół zabuton lub każdą inną, bardziej miękką poduszkę. Jeśli wybraliśmy pozycje skrzyżne, poduszka ma podpierać tylko pupę, a w zasadzie jej tylnią część, tam gdzie są kości. Z przodu podpierają nas skrzyżowane kolana. Tylko wtedy możemy utrzymać prosto plecy, nie miotając się na boki i nie garbiąc się. Alternatywnie, wolno nam siedzieć w seiza, wtedy możemy upchnąć poduszkę miedzy nogi i zasiąść na niej, jak na stołeczku. Teraz pora otworzyć łopatki i rozluźnić ramiona. Unieś głowę i wyciągnij podbródek lekko do tyłu. Na początku, dla znalezienia najlepszej pozycji, z wdechem przechyl się, od samych bioder, do przodu. Powoli wróć, wyprostuj się z wydechem. Należy utrzymać obszar miednicy lekko wychylony do przodu. To daje solidne wsparcie dla pleców i stabilizację, wręcz „uziemienie” całej postawy.
2. Potem opanowujemy wzrok.
Oczy powinny być pół/otwarte, skierowane około metr przed siebie, w podłogę. Jeśli zamkniesz oczy, szybko zaśniesz.
3. Składamy ręce do mudry.
Otwarta prawa dłoń powinna spoczywać na prawym udzie, lewa – ułożona na prawej, a palce na palcach. Pozwólmy kciukom dotknąć się lekko w naturalnym łuku. Wyobraźmy sobie, że trzymamy nimi płatek róży: nie powinniśmy ani go zgnieść, ani upuścić.
To jest właśnie ułożenie Hokkai lub Dharmadhatu-mudra, co oznacza „gest rzeczywistości”. Mudra pomaga zauważyć, co się z nami dzieje: jeśli nasza uważność osłabnie, ręce zsuną się do przodu i kciuki opadną. Jeśli będziemy zbyt spięci, kciuki będą naciskać na siebie. Stabilna i otwarta postawa ciała jest przejawem stabilnej i otwartej postawy psychicznej.
3. Czas na oddech.
Oddychamy głęboko z brzucha, przez nos, zarówno przy wdechu, jak i wydechu. Nie znaczy to, że im dłuższy oddech tym lepiej. Ważną rzeczą jest, aby oddychać głęboko i powoli, ale naturalnie.
4. Co z myślami?
Oddech i umysł są teraz jednym. Na początku praktyki ( ale można też tak przyjąć „na zawsze”) dobrze skupić się na każdym oddechu przez liczenie wydechów od 1 do 10 i powtarzać to. Czyli po „10” będzie znów „1”. Co zrobić, kiedy złapiemy się na np „42”? Nic szczególnego. Zawsze wrócić do „1”. :))) Po prostu skupmy się na naszym oddechu. Będziemy nadal słyszeć rzeczy wokoło i odczuwać ciepło czy zimno. Myśli będą przychodzić i odchodzić. To naturalne. Po prostu, jak mówił Mistrz Suzuki, „zostawmy im drzwi wejściowe i wyjściowe otwarte, ale nie zapraszajmy ich na herbatę”.
Ciało i oddech będą odzwierciedleniem chwili obecnej. Jeśli zrodzi się gniew, oddech stanie się przyspieszony, jeśli pojawi się smutek, za nim pojawi się westchnienie, za napięciem, krótszy oddech i spięte ciało. Spokojnie sprowadź wtedy oddech znów do tanden (dolnej części brzucha) i wróć do liczenia. Nic więcej. Po prostu oddychaj.
5. Na zakończenie.
Ile tak siedzieć? 20 minut wystarczy. Na początku może być nawet 10. Ważne, aby spróbować to robić regularnie, najlepiej każdego dnia. Dobrze jest nastawić sobie timer. Kiedy czas dobiegnie końca, skłońmy się, siedząc jeszcze i złóżmy ręce do gasho. To mały gest, którym dziękujemy sobie (czy naszemu umysłowi) za wykonany wysiłek.
Nie warto oczekiwać od siebie zbyt wiele. Po prostu siedzieć i oddychać. Na tym się tylko koncentrować. Istotą zazen jest szczerze uczestniczyć, a nie tylko przyjąć lub zmusić ciało do określonej pozycji „w celu poszukiwaniu istoty Buddy”. Zenji Dogen zachęcał do silnej praktyki, aby zwyczajnie ćwiczyć, aby otworzyć się na rzeczywiste doświadczenie, a nie intelektualne dywagacje.
Jeśli masz poważne problemy z kręgosłupem lub stawami kolanowymi, możesz wtedy oczywiście również użyć krzesła lub stołka, usiądź na nim głęboko, z nogami płasko na ziemi. Z różnych powodów możesz też ćwiczyć leżąc na plecach z rękami nad hara w mudra shashu ( prawą ręką złóż w pięść, lewą dłonią opleć ją, i lewy kciuk schowaj w pięści)
Jeśli chcesz rozpocząć praktykę, nie zwlekaj, siądź tak, jak jesteś, teraz.
To wszystko.
Kiedy wybieramy się na zazen do Świątyni w Japonii, warto pamiętać:
– punktualność jest cenniejsza niż życie ;))) – spóźnialscy nie wchodzą
– nie wychodzimy też w trakcie. Lepiej się powiercić trochę, pomasować nogi, niż wstać i wyjść
– ściągamy buty, a w niektórych świątyniach także skarpetki, trzeba tu podpatrywać tubylców
– ściągamy też zegarki i dużą biżuterię, wyłączamy komórki
– podczas trwania sesji – żadnych rozmów, pytań czy wyjaśnień (będzie na to czas potem)
– pamiętamy o wygodnym neutralnym stroju, zapomnijmy o spódnicy, krótkich spodniach, wielkich swetrzyskach, czapkach i kurtkach
– bądźmy gotowi na spotkanie z keisaku (警策) czyli kijem uważności. Możemy zostać zdzieleni nim po obu ramionach, jeśli popadniemy w otępienie czy senność. To nie kara, to mobilizacja to głębszej praktyki.
– weźmy udział w śpiewaniu sutr. Trwa to zwykle około 10 minut i jest fantastycznym doświadczeniem. Często, w bardziej znanych świątyniach, będziemy mieć do dyspozycji śpiewniki z zapisem fonetycznym „po naszemu”. Na pocieszenie zdradzę, że stare, oryginalnie zapisane, sutry są trudne do czytania nawet dla Japończyków.
Podczas sutr zwykle siedzi się w seiza, a po śpiewach wykonuje pokłony. Ręce powinny być wtedy wyciągnięte do przodu, dalej niż głowa. (W tym momencie symbolicznie dotykamy stóp Buddy i wyrażamy nasz uniżony szacunek do niego)
W zależności od świątyń, robiliśmy ten pokłon kilka razy, albo tylko siedząc, albo wstając i rozpoczynając go z pozycji stojącej.
Co dalej?
Jeśli to wszystko wyda się intrygujące, zachęcam do poczytania. Jest wiele naprawdę dobrych książek o ZEN!
Można też poszukać swojego Mistrza. Stare porzekadło mówi: kiedy uczeń jest gotowy, znajduje się nauczyciel.
Istnieją dwie główne szkoły Zen: Rinzai oraz Soto. Rinzai jest dynamiczna. W tej linii ćwiczy się z koanami, a w zendo siedzi twarzami do środka sali. Króluje samurajski sznyt, krzyk i uderzenie kija. Najwyższą rangą Rinzai-zen świątynią w całej Japonii jest Kencho-ji (建長寺) w Kamakura. Szkoła Soto kładzie z kolei nacisk na zazen, siedzenie dla siedzenia. W zendo wszyscy zwróceni są twarzami do ściany. Najwyższą rangą Soto-zen świątynią w Japonii jest Sōji-ji (總持寺) w Yokohama. Mówi się, że szkoła Soto jest jak powiew wiatru, Rinzai natomiast jak uderzenie pioruna. Odłamów Zen jest jeszcze więcej, ale istota praktyki jest ta sama. Warto po prostu zdać się na swoją intuicję, żeby wybrać to, co DLA NAS właściwe. Zen praktykuje się całym sobą, w 100%, każdego dnia i w każdym aspekcie życia. Formalna praktyka to tylko jego część.
Poniżej część mojego prywatnego księgozbioru.
5 thoughts on “Zazen czyli ZEN w praktyce”
Super post, uwielbiam Twojego bloga! 🙂
Bardzo dziękuję. Cieszę się! 🙂
Wspaniałe. Opublikowałem na Facebooku.
Niech zazen się szerzy w naszym znerwicowanym i wciąż goniącym społeczeństwie.
Cieszę się 🙂 Niechaj się szerzy!
Comments are closed.