Kansai

Omi-Maiko nad jeziorem Biwa

W środku upalnego lata postanowiłam uciec z Kyoto nad malownicze jezioro Biwa. Jest tak blisko miasta, że byłoby wielką stratą nie skorzystać z jego bajecznych uroków.
Biwa-ko (jap. 琵琶湖) to największe słodkowodne jezioro w Japonii. Ma tektoniczne pochodzenie i…ponad 4 miliony lat. Szacuje się, że jest to 13. najstarsze jezioro na ziemi. Jego powierzchnia wynosi około 670 km², a głębokość dochodzi do 100m. Przyrodnicy udokumentowali w jeziorze ponad 1000 żyjących gatunków i podgatunków, w tym około 60 endemicznych. Na Biwa-ko znajdują się też trzy wyspy: Chikubu, Takei i Oki, jedyna zamieszkała.

 

Spakowałam do torby książkę, kapelusz i kostium kąpielowy i ruszyłam do Omi-Maiko (近江舞子). Znajduje się tam długa i dziewicza plaża Nakahama (中浜), która stanowi idealną ucieczkę od gorącego i lepkiego piekła w mieście. 

Nakahama ma jednak dwa oblicza. Jedno, to absolutnie niebiańskie i puste piaszczyste plaże, idealne do spacerów, wylegiwania się pod drzewami i pływania. Drugie, to nadbrzeżny gaj sosnowo-jodłowy, pełen dzikich tłumów, głośnej muzyki, skwierczących grilli i oparów piwa. Każdy może więc dopasować miejsce do swojego nastroju i potrzeb.
Ja tego dnia zdecydowanie nie potrzebowałam żadnego towarzystwa. Wprost przeciwnie, szukałam ciszy, samotności, wytchnienia i spokoju. Dlatego czym prędzej opuściłam gwarne miejsca, żeby cieszyć się pustką i pełnią.

  

  

Plaża jest tu naprawdę piękna. Piasek miękki i drobny niemal jak mąka. Wspaniale jest jest zanurzyć w nim stopy i dłonie. Najpierw postanowiłam więc uwić sobie legowisko pod drzewami, położyć się na ciepłym piasku i poczytać książkę. Co za błogość. Okazało się, że wystarczy też sięgnąć ręką lekko do tyłu, by zrywać słodkie i soczyste figi. Co za uczta. Obklejona i popaprana lepkim sokiem zdecydowałam się wreszcie na kąpiel. 

   

   

  

Co za orzeźwienie. Woda jest niesamowicie czysta i delikatnie niebieska, ożywiona miękkimi falami. Zaskakująco ciepła jak na tak duże jezioro. Gdzieś w oddali majaczą wzgórza, drugi brzeg jest ledwo widoczny.

Płynę w jego stronę, zahipnotyzowana bezmiarem piękna i spokoju. Dostrzegam po prawej stronie jedną ze słynnych hodowli ostryg i wiem już, że czas zawracać. Na brzegu widzę delikatnie kołyszące się sosny. I mój kapelusz samotnie tańczący po białej plaży.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *