KantoOgrodyTokyo

Sweet Home Shinagawa

Kiedy po przylocie wsiadam na lotnisku Narita w ekspres do Tokyo, podśpiewuję pod nosem znany szlagier „Sweet Home Alabama”, który zaczyna się od słów:
„Wielkie koła wciąż się toczą,
Niosa mnie do domu, bym zobaczyl bliskich…”
W refrenie zamieniam oczywiście  kluczowe słowo i brzmi teraz:
„Sweet home Shinagawa,
Where the skies are so blue,
Sweet home Shinagawa,
Lord, I’m coming home to you” 

Tak, Shinagawa to moje miejsce. Tam bezpośrednio dojeżdża ekspres NEX i shinkanseny. Tam też jest mój dom. Kiedy pociąg zatrzymuje się na stacji oznaczonej dwoma prostymi znakami 品 川, uśmiecham się ud ucha do ucha. Widzę starannie ułożone trzy kostki znaku 品 i czuję porządek, jakość i dobrą robotę, potem patrzę na trzy linie znaku 川 i widzę wstęgi rzek i kanałów od strony zatoki. To dokładnie oddaje ducha tego miejsca.
Shinagawa (品 川 – po mojemu – rzeka pełna dobrych produktów) to tętniąca życiem, całkiem zacna, część Tokyo, położona nad zatoką. Znana jest już od czasów Edo (1603–1867) i stanowiła wtedy pierwszy przystanek na głównej drodze łączącej Tokyo z Kyoto. 

Po dwóch stronach dworca leżą dwie części dzielnicy: Takanawa (高輪 ) położona jest na wzgórzach, a Konan (港南) – nad samą wodą. Ta druga jest bardziej nowoczesna i wielkomiejska, słynie z kompleksu wieżowców z promenadą, sklepów, stylowego minibrowaru i restauracji z pięknymi widokami.

   

   

Ja mieszkam w Takanawa, a dokładnie na wzgórzach Shimazuyama. To jest mój dom. Jest kameralny, ma trzy piętra i 12 mieszkań, jak większość tutejszych domów wielorodzinnych. 

   

Dzielnica zaczęła być popularna po wojnie, zawsze dominowalo tu budownictwo jednorodzinne, więc i teraz nie ma pozwolenia na wysokie budynki. Dziś w zgodnym sąsiedztwie współistnieje tu różnoraka architektura. Królują lata 60te i 70 te, ale można spotkać i stare drewniane domy i ultranowoczesne rezydencje.

   

   

    

    

   

   

   

Ze stacji wspinam się tu pod górę około 15 minut. To dobry dystans, który gwarantuje już błogą ciszę i podmiejskie klimaty, a jednocześnie wszędzie jest blisko. Ze swoich wzgórz mogę zbiec do głównego dworca, a dalej do słynnej świątyni Sengaku-ji z XVIII-wiecznymi grobami 47 samurajów. W drugą stronę zaś wprost nad rzekę Meguro, której brzegi wysadzone są drzewami wiśniowym, co wiosną robi obłędny klimat!

Takanawa ma kilka świątyń i kościołów katolickich, słynne akwarium, a blisko mojego domu jest uniwersytet Seisen, o którym mówi się, że to prywatna katolicka szkoła dla kobiet zajmująca się sztukami wyzwolonymi.

   

   

Lubię zielony kompleks ze świątyniami Honryuji, Hinzenji, Sodegasaki Shrine i starym cmentarzem. Mam słabość do japońskiej religijności pod każdą postacią. Podoba mi się nonszalanckie sklejenie stref świeckich i duchowych, świątynie sąsiadujące z willami i cmentarze wciśnięte między osiedla. Buddyzm sklejony z shinto. Natura z cywilizacją. Drewno z betonem. Lubię  chram Kiji-jinja Shrine (雉子神社 ), który został wchłonięty już niemal całkowicie przez nowe budynki.

   

   

   

Lubię tę niesforną mieszaninę wszystkiego, plątaninę kabli, stylów, czasów, piękna i brzydoty. Taka pogodna akceptacja może pojawić się tylko w miejscach bliskich sercu. Ten zakątek Tokyo jest w pełni udomowiony. Mam tu swoje kręte uliczki, ktorymi lubię się szwędać i  ulubione sklepiki. Na herbatę i ciastko lubię wpadac do Delica, czasem kupię też jakiś smakołyk do domu. Włosy przycinam w SAN, gdzie podejście do minimalizmu w wystroju może nawet boleć, mnie zaś bawi. Nieopodal jest też bardzo ciekawy sklep Morie Tokyo ze współczesnymi ubraniami miksowanymi z tradycyjnym kimonem. Mogę tam siedzieć godzinami!
   

   

   

Nieco dalej, po drugiej stronie Sony Dori znajduje się słynne muzeum sztuki nowoczesnej Hara. Oprócz trzech lub czterech wystaw każdego roku, organizowane są tam różnorodne wydarzenia, wykłady i warsztaty. Sam budynek ma bardzo ciekawą architekturę, w zachodnim stylu międzywojennym i został pierwotnie zbudowany jako prywatna rezydencja przemysłowca Kunizo Hary z ery Meiji, dziadka, obecnego prezesa fundacji, Toshio Hara.

   

   

Nieopodal są urocze ogrody Gotenyama – mix tradycyjnego ogrodu japońskiego z pawilonem herbacianym, lasu i nowoczesnej architektury krajobrazu. Tam uciekam w najsroższe upały. Chłód i cień drzew jest niesamowicie kojący, a klimat przy wodospadach – orzeźwiający. Miejsce jest niemal zawsze bezludne, co jeszcze bardziej dodaje mu uroku. W takim punkcie tętniącego miasta jest oazą zieleni i niebiańskiego spokoju. Jest po prostu doskonałe.

   

    

   

   

   

PS
Kto chce przypomnieć sobie słynny kawałek, od którego zaczęłam opowieść, niech natychmiast odpala:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *