Jedzenie

Miso Teściowej

miso

Ile regionów Japonii, tyle odmian zupy miso.
Teściowa, pochodząca (od pokoleń, rzecz jasna) z  jednego z największych miast portowych, Hiroshimy, uważała, że prawdziwe japońskie miso musi oddawać nierozerwalny związek z morzem. W praktyce oznaczało to wrzucanie do zupy różnorakich muszelkowych stworów, zwanych przeze mnie ogólnie ślimakami (co świadczy oczywiście o skrajnej niewiedzy, ignorancji i nierozróżnianiu najprzedniejszych morskich marek).
Ślimakowa miso (niech bogowie wybaczą) ma absolutnie niebiański smak, robi się ją „w sekundę” i niepotrzebne są do niej płatki dashi.
Zaczynamy?
Potrzebujemy:
– ciut więcej niż ćwierć kilo muszlowych mieszkańców (najlepiej, żeby to były małże, ale co będzie to będzie)
– drobno pokrojony świeży szczypior
– sól morska, zmielona (mniej niż pół szklanki)
– 1 duża łyżka sake
– 3 łyżki pasty miso (białe lub mix z czerwonym)
– woda

1. dobrze umyte i jeszcze lepiej wypłukane (piasek!) muszle wrzuć do wody (4 szklanki) z rozpuszczoną solą.
Mocz przez pół godziny. Odlej wodę (odsącz), muszle jeszcze raz wypłucz.
2. Włóż je do garnka ze świeżą wodą (5 szklanek) i zagotuj. Dodaj sake. Usuń powstałą pianę.
3. Kiedy muszle się otworzą, natychmiast zmniejsz ogień do minimum. Nie gotuj dłużej, bo stwory stwardnieją za bardzo.
4. Przelej z garnka szklankę wody i rozpuść w niej pastę miso i powoli wlej z powrotem do garnka.
UWAGA, muszle są już otwarte, więc mieszkańcy mogą z nich powypadać przy gwałtownych ruchach, co byłoby skandalicznym niedbalstwem i zepsuciem całego efektu. Muszą do końca siedzieć, gdzie ich miejsce.
5. Zupa gotowa! (tak, tak szybko) Przelej do miseczek i udekoruj szczypiorem.

Smacznego!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *