Zaptytałam Yuki czy warto się wybrać do Matsue. Aż podskoczyła z entuzjazmu i klasnęła w ręce. Och taaak! Ale sama tam nigdy nie była. Bo Matsue jest daleko, nikomu nie-po-drodze, kompletnie poza zasięgiem shinkansenów, hen na zachodnim (ale i północnym) wybrzeżu San-in, i do tego nie nad samym morzem. Ale faktycznie jest tam znany zamek. Jeden ze słynnych „Stu Zamków Japonii” i jeden z zaledwie 12 oryginalnych. Jest także drugi, co do wielkości, trzeci, co do wysokości, i piąty, jeśli chodzi o wiek.
Pierwsze dni września były łaskawe, zapowiadany od kilku dni tajfun szczęśliwie jeszcze nie nadciągnął. Cudowna pogoda i przepyszne lody matchowe tylko podkręcały nastrój. Od razu ruszyliśmy na zamkowe wzgórze.
Matsue-jō (松江 城), a właściwie pozostała strażnica, jest piękny. Czarny Zamek został zbudowany po największych wojnach (na początku XVII wieku), nie musiał więc stawiać czoła żadnemu prawdziwemu oblężeniu, przetrwał do dnia dzisiejszego kilka pożarów, trzęsienia ziemi i, co było dla niego największych zagrożeniem, anty-feudalne wyburzenia okresu Meiji.
Wzniesiony na szczycie wzgórza Gokurakuji, przy malowniczym jeziorze Shinji, otoczony fosą i grubymi murami, prezentuje się przepysznie. Co dopiero w czasach swojej świetności, pod władaniem klanu Matsudaira, krewnych rządzącego szoguna Tokugawa!
6-piętrowa strażnica urzeka autentyczną drewnianą konstrukcją. Na dole wciąż zachowała się dawna 24-metrowa studnia, tam też przechowywane są oryginalne drewniane (co bardzo rzadkie!) Shachi z wierzchołku zamku. Shachi to magiczne zwierzęta (najczęściej ryby), o których legendy mówią, że potrafiły wezwać do siebie wodę, dlatego stawiało się je na dachach zamków, aby zapobiec pożarom.
Z ostatniego piętra rozciąga się widok na jezioro Shinji i tajemniczą wyspę Yomegashima, najbardziej rozpoznawalny punkt miasta, zaraz po zamku.
Zejście z Matsue-jō po północnym zboczu jest najlepszym wyborem! Po drodze można zajrzeć do dwóch świątyń: Matsue Gokoku Shrine i Jozan Inari Shrine. Ta pierwsza zaskakuje „wojennymi akcesoriami”: tabliczkami ema z wizerunkiem bombowców i ulotkami o pilotach. Gokoku to specjalne świątynie dedykowane tym, którzy zginęli podczas wojnen. Znajdują się w każdym regionie kraju i gromadzą potężną moc. Dlatego właśnie zakupione w nich amulety omamori są tak bardzo popularne! Druga świątynia, Jozan Inari, pozostaje oczywiście pod władaniem lisów, posłańców bogini Inari. Pełno tu kamiennych i porcelanowych figurek skrytych pod krzewami i między kamieniami.
Na samym dole, po prawej stronie od malowniczej fosy, rozciąga się niewielka dawna dzielnica samurajów, Shiomi Nawate. Tu też znajduje się urocza rezydencja słynnego Lafcadio Hearn. Słynnego?! Poddalibyśmy to chętnie w wątpliwość, ale w Matsue nazwisko XIX wiecznego amerykańskiego pisarza jest znane każdemu i niemal święte! To ukochany „syn adoptowany” Japończyków. Przybył na wyspy jako korespondent „Harper’s Magazine” i szybko wpadł tu po uszy: ożenił się z Japonką ze świetnego samurajskiego rodu, przyjął buddyzm i, jako Koizumi Yakumo, został obywatelem japońskim. Napisał wiele książek o swojej nowej ojczyźnie, a najbardziej znana, to cykl straszliwych legend – KWAIDAN. I tak, po czternastu latach od przybycia na Wyspy, nikomu wcześniej nieznany, cudzoziemski przybysz irlandzkiego pochodzenia, umarł jako japoński pisarz narodowy!
Na tyłach ulicy z rezydencjami samurajów przycupnęła herbaciarnia Meimei-an, należąca niegdyś do Pana Fumai, siódmego z rodu Matsudaira. To bardzo malownicze miejsce na wzgórzu Akayama, kolebka tradycji ceremonii herbaty według Fumai-ryu. Ze szczytu rozpościera się piękny widok na Zamek Matsue. Niegdyś oba wzgórza były połączone, a obecny podział powstał przez przecięcie wzniesienia dla zbudowania zamkowej fosy. Dziś wydaje się to wręcz niewiarygodne, by w okresie Edo dokonać takiej rzeczy!
Chłód herbacianego pawilonu przynosi niebiańską ulgę po wędrówkach po wzgórzach w upalny dzień. Czarka jest prosta i lekko chropowata, oddaje surowego ducha ZEN tradycji Fumai-ryu. Dostajemy też dwa smakołyki, malusie, ale z wielką symboliką! Żółty – Nataneno Sato – to motyl lecący nad kwiatem rzepaku, oraz zielony – Wakakusa – to młody pęd krzewu herbacianego z pyłkiem pierwszych kwiatów śliwy. Aż nie chce się wychodzić na zewnątrz. Wszędzie delikatny zapach herbaty i mat tatami a przed oczami nieduży wspaniały ogród ZEN.
Popołudnie postanawiamy spędzić przy wodzie. Najpierw płyniemy łodzią po kanałach wokół zamku. Ja kładę się po prostu na boku i zanurzam w rzeczywistość, a Seiji słucha historii, które opowiada, sterujący łódką, Haruki. Wokoło woda, słońce, niebo, dzika zieleń, różowe hibiskusy, kamienne mury, urocze mostki, ciekawskie czaple. A do tego świeże figi, którymi bezczelnie się zajadam. Nic więcej już mi nie trzeba!
Płytkie słonawe wody jeziora Shinji skrywają jedne z najlepszych rarytasów. To słynne małe małże Shijimi. Kto raz spróbuje zupy miso z Shijimi, wróci do Matsue po więcej! Jezioro znane jest także z bajecznych wieczornych widoków. Zakończyć dzień w Matsue bez zachodu słońca nad Shinji, to jak tam nie być wcale. Najlepszy punkt widokowy jest w parku Kishi, przy Shimane Art Museum. Skąpana w słonecznej czerwieni niepozorna sylwetka wysepki Yomegashima działa hipnotyzujująco. Wyciągamy się na na brzegu jeziora i gapimy maślanymi oczami na ten mały bezludny skrawek ziemi, dom kilku sosen i jednej bramy Tori.
Zobacz unikalną biżuterię zainspirowana tym cudownem miejscem TUTAJ
2 thoughts on “Matsue. Zamek na zachodnim wybrzeżu”
Cudowne, zanurzyłam się kompletnie w opisywany przez Ciebie świat. Wiem, że tam pojadę:)
Cieszę się! Koniecznie się szukuj 🙂