Jaskinia od początku stanowiła jeden z głównych punktów tej wyprawy. Nie straszna mi była zatem długaśna podróż autobusem.
Ryūsendō (龍泉 洞) jest jedną z trzech największych jaskiń wapiennych w Japonii, obok Akiyoshido w Yamaguchi i Ryugado w Kochi. Jaskinia i jej mieszkańcy, szereg rzadkich gatunków nietoperzy, zostały uznane za narodowy zabytek przyrody. Zbadana część jaskini rozciąga się na ponad 3100 metrach, ale jej eksploracja wciąż trwa. Szacuje się, że cała jaskinia ma ponad 5 kilometrów długości. Do tej pory odkryto w niej osiem podziemnych jezior. Trzy z nich, o głębokości odpowiednio 35, 38 i 98 metrów są dostępne dla zwiedzających, i to one są właściwym celem wycieczek. W tej samej jaskini znajduje najgłębsze podziemne jeziorem w Japonii. Ma głębokość 120 metrów i jest niestety niedostępne.
Jaskinia ukryta jest w pięknych dzikich górach Iwate i, każdy, kto lubi godzinami gapić się w bezludną zieleń, nie będzie rozczarowany drogą. To esencja Tohoku!
Przed jaskinią pustki. Wypożyczalnia kasków i puchówek jest za to pełna sprzętu. To znaczy, że będę dziś jedyną dzielną eksploratorką. Nie wnikam to szczególnie (- a szkoda). Ahoj przygodo! Po wejściu natychmiast wbijam się w swoją kurtkę. Na zewnątrz upał – 30 stopni – w środku temperatura raptownie spada do dziesięciu. Żałuję, że nie wzięłam kasku, bo po kilku krokach następuje bliskie, i jakże bolesne, spotkanie ze stropem. Aż zadzwoniły mi wszystkie zęby. Dobre ostrzeżenie na początek. Może i zbawienne, bo potem, w środku byłam już bardzo czujna, co uchroniło mnie przed pozostaniem tam na zawsze.
Jaskinie zawsze bardzo mnie pociągały. Łączyły strach przed nieznanym, ciemnością i głębinami z ciekawością i radością odkrywcy. Jeszcze na studiach zapisałam się do speleoklubu i stawiałam pierwsze kroki w podziemnych światach. Z linami, lampami karbidowymi i w gumowych kombinezonach. Było wspinanie się, zjeżdżanie i czołganie. Były ogromne emocje, były sukcesy i porażki. Dwa razy boleśnie spadłam, a pęknięte w tamtych czasach kolana, odzywają się po dziś i utrudniają (chyba na szczęście) podejmowanie bardziej wariackich wyzwań. Teraz odwiedzam już tylko jaskinie cywilizowane, czyli przygotowane do zwiedzania i zabezpieczone. Zainstalowane światła wydobywają z nich prawdziwe piękno, podkreślają rozmiar i kształtują przestrzeń. To już jest elegancka uczta.
Niech nikogo nie zwiedzie jednak to „bezpieczeństwo”. Podczas spaceru w wysokiem i wąskim Hyakken Roka, czyli Długim Korytarzem, i w nieco szerszej przestrzeni zwanej Gekkyuden (Pałac Księżycowy) lepiej trzymać się poręczy i stąpać powoli. Ślisko jak diabli. Ledwo zęby przestały dzwonić, a już mogłam je stracić.
Idę z dziobem otwartym jak dziecko. Z zachwytu. To, że jestem tu kompletnie sama, potęguje doznania. Korytarze są cudownie podświetlone i tych wrażeń nic nie zakłóca. Widzę obłok swojego oddechu. Słyszę każdą spadającą kroplę i szelest skrzydeł przelatujących stworów. Mogę wszystko oglądać w swoim tempie. Każdą formację skalną, każdą jamkę z turkusową wodą. Schodami w górę i schodami w dół. Niemal wbijam się paznokciami w barierki. Dzięki temu tylko raz zaliczyłam zjazd na kolanach. Wszystko pokryte jest czymś niewiarygodnie obślizgłym. Nogi rozjeżdżają się nawet na stojąco, beż żadnego ruchu. Na szczęście nie myślę o tym zbyt długo, w dole już dostrzegam turkusowe smocze oko.
Głównymi atrakcjami tej jaskini są mistycznie oświetlone podziemne jeziora o unikalnej barwie wody zwanej Dragon Blue. Warto tu wspomnieć, że cała jaskinia jest bardzo smocza. Sama nazwa Ryusendo znaczy Jaskinia Smoczego Żródła i faktycznie, znajduje się w niej magiczne źródło. Przekazy mówią, że to woda długowieczności, a picie jej przedłuży życie o trzy lata. Swojego o mało nie skróciłam do „natychmiast”, kiedy przewieszałam się przez barierkę, chcąc zaczerpnąć smoczych płynów. Może to jakiś Dzień Smoczej Klątwy. Może wszyscy w okolicy wiedzą, że właśnie dziś nie należy tu wchodzić i dlatego jestem tu sama i na każdym kroku czają się jakieś pułapki. A do tego coś leci bocznym korytarzem. Jak nic, smok we własnej osobie. Tak, to działo się dokładnie wtedy, kiedy robiłam sobie selfie. Na zdjęciu widać, że faktycznie mam pietra. Po kilku oddechach wzięłam się w garść i postanowiłam zginąć śmiercią tragiczną dopiero po zobaczeniu słynnych niebieskich jezior. Smocze oczy są faktyczne obłędne. Kolor wręcz niewiarygodny, a podświetlenie wydobywa ich bezmiar. Hipnotyzuje. Znów zaczynam niebezpiecznie przechylać się przez zabezpieczenia.
Na wszelki wypadek kucam. Dzień Smoczej Klątwy. Teraz jestem już pewna. Jest tak ślisko, że nie jestem w stanie ustać. Na czworaka sunę więc dalej. A to dopiero. Znów zmiana poziomów. Udaje mi się wrócić do pionu, odetchnąć i iść dalej. Teraz ścieżka zbudowana jest równolegle do podziemnej rzeki. Ten spacer jest absolutnie cudowny, a wąski korytarz tak potęguje dźwięk, że mała rzeka huczy jak wielki wodospad. Wspaniałe wrażenie.
Kiedy docieram do Niebieskiej Komnaty napotykam skulone postacie… kosmitów. Stan przedzawałowy jak nic. Wszystko wypada mi z rąk. Jeden z kosmitów wstaje świecąc mi czymś (śmiercionośnym z pewnością) w twarz. Myślę tylko o tym, czy serce wyskoczy mi przez gardło, czy pęknie w środku, czy wcześniej zostanę spalona przez kosmiczny laser. Samotne chodzenie po jaskiniach, nawet cywilizowanych, jak widać podkręca wyobraźnię. Dzień Smoczej Klątwy okazał się dniem naukowców. Badali galaretowatą śliską substancję, którą była pokryta jaskinia. Jak zrozumiałam, tylko przez kilka dni w roku, jakieś wyjątkowe żyjątko ją wydziela, żeby się rozmnażać. Podobno nawet było ostrzeżenie przed wejściem.
Spacer na świeżym powietrzu jest dobrym pomysłem po podziemnych wrażeniach. Przeskakuję po kamieniach wzdłuż małej rzeczki Shimizu. Jest krystalicznie czysta, a okolica niezwykle malownicza. Czas odszukać sklepik z kosmetykami. To drugi, sekretny, cel mojej wyprawy do jaskini. Tutejsze wody są naprawdę znane, a Ryusendo Mizu uważana za jedną ze 100 najlepszych wód w Japonii.
Tryska z podziemnego jeziora i jest naturalnie filtrowana przez las bukowy i warstwę wapienia, dzięki czemu jest wyjątkowo bogata w minerały. To główny składnik serii Ryusendo – produktów do pielęgnacji skóry. Kupuję oczywiście wszystko i potem bardzo żałuję, że tylko w jednym egzemplarzu. Najbardziej przypada mi do gustu krem-żel. To aksamitny miks Ryusendo Mizu, trzech rodzajów kwasu hialuronowego, 11 rodzajów aminokwasów i 9 rodzajów olejków eterycznych. Moja skóra wydaje się teraz bardzo nawilżona i lekko wypełniona. Jest miękka, aksamitna, ale też wyraźnie śliska. Coś mi to przypomina…!
2 thoughts on “Ryusendo. Smocza jaskinia”
Tak się cieszę, że trafiłam na ten blog.
Miło się czyta, cudownie ogląda i „doświadcza ” Japonii.
Dzięki Wielkie
Czekam na kolejne wpisy
Dziękuję! już zatem myślę, o czym napisać za moment! 🙂