Z lotniska Narita każdy gna na łeb, na szyję, byle szybko, wprost do Tokyo, lub w inne, jeszcze bardziej odlegle i jeszcze bardziej japońskie miejsca. Tymczasem tuż pod nosem, zaledwie 10 minut drogi pociągiem od samolotu, jest prawdziwy skarb: przepiękny 1000 letni kompleks świątynny Narita-San, prawdziwe Teramachi (miasteczko świątynne). To właśnie tu znajdziesz klimat starej Japonii, który tak trudno znaleźć już w samym Tokyo. Marnotrawstwem jest zatem ograniczyć wizytę w Narita tylko do korzystania z lotniska!
Ja uwielbiam to miejsce. Odwiedzam je bardzo często. Ze względu na niesamowitą atmosferę, przepyszne węgorze, sklepik Pana Taguchi, gdzie wynajduję różne skarby do mojego UZEN, cudowne ogrody, gdzie lubię czytać książki, i przezabawnego mnicha Hekuina, o którym trzeba napisać osobną historię chyba!
Kilometrowa uliczka prowadząca do kompleksu jest absolutnie czarująca. Omotesando wije się w dół, otoczona jest przepięknymi klimatycznymi budynkami i natychmiast przenosi w czasy Edo, kiedy to tłumy pielgrzymów odwiedzały potężną świątynię. Do dziś znajdziesz tam wiele urokliwych restauracyjek serwujących wyśmienitego węgorza, który jest przysmakiem i wizytówką Narity od dawnych czasów. Koniecznie zajrzyj do Kawatoyo gdzie cały proces przygotowywania i filetowania węgorza odbywa się na miejscu. Nagomi-no-Yoneya (działający od 1899 roku!!!) specjalizuje się z kolei w słodkich japońskich pysznościach, kto nie próbował jeszcze kuri-yokan, to najwyższa pora! W Saheiji Kawamura znajdziesz za to słynne ogórki Teppo-Zuke. Tak, niemal każdy budynek ma tu swoją historię, najstarsze są ciągle utrzymywane w nienagannej formie z całą pieczołowitością i czułością. Długo by jeszcze mówić o ponadtrzystuletnim gościńcu Onoya Inn z charakterystyczną wieżyczką czy kultowym Ichiryugan Mitsuhashi Pharmacy z „ciężkim piętrem”.
Takizawa Honten 滝沢本店 to najprawdziwszy browar sake. Podobno, kiedy Pan Takizawa Makoto odbywał pielgrzymkę do Narita-san (rzecz się działa w epoce Edo), we śnie odwiedził go sam Fudō-Myōō sugerując, by otworzyć browar blisko pierwszej granitowej bramy tori. Właśnie tam, przy starej studni z krystalicznie czystą wodą, powstał więc browar Chomeisen 長命泉. Nawet teraz Szanowni Podróżni wpadają odwiedzić nie tylko browar, ale i słynną studnię, która jest czynna do dziś. Istnieją różne historie o tym, jak woda wyleczyła straszliwe choroby, przedłużyła niektórym życie lub przywróciła kilku panom wigor.
Myślę, że Omotesando, ta niesamowita, tętniąca życiem ulica, pełna sklepików, gdzie od stuleci sprzedaje się pielgrzymom i podróżnym lokalne specjały, tradycyjne wyroby rzemieślnicze, amulety i drobiazgi, spodoba się każdemu!
Na dole, po lewej stronie, rozciągają się już budynki Świątyni. Tuż za bramą Somon widać kamienne schody. To początek wędrówki na górę. Naritasan- przybywamy!
Narita-san (成 田 山) to nazwa wzgórza i potoczna nazwa świątyni. Naprawdę nazywa się Shinshō-ji (新勝寺), czyli Nowa Świątynia Zwycięstwa, i jest świątynią buddyjskiej sekty ognia Shingon, tej samej, której poświęcona jest góra Koya-san. Tu nie koniec związków! Koya-san założył słynny Kobo Dashi, a Narita-san, jego uczeń, Kanchō Daisōjō.
Świątynia jest poświęcona Strażnikowi Mądrości – Czcigodnemu Fudō-Myō, który zawsze jest przedstawiany z wyjątkowo okrutną miną, otoczony płomieniami, z mieczem w jednym, i liną w drugim, ręku. Pierwszy raz spotkałam go lata temu w Kongobuji, na Koya-san właśnie, i od tej pory postać ta nieustannie mnie fascynuje. Z dziecięcymi okrzykami radości witam każdą jego figurkę napotkaną w różnych zakamarkach Japonii.
Nowa Świątynia Zwycięstwa wyrosła w 940 roku, po stłumieniu rewolty potężnego samuraja Taira no Masakado, w czym dopomógł oczywiście założyciel Narita-san, Kancho, a nawet sam Fudō-Myō. Potem, przez ponad 600 lat, Narita-san pozostawała odległą, skromną, prowincjonalną świątynią. Do czasu! Kiedy Tokugawa Ieyasu przeniósł, w 1603r., stolicę do Edo (dawne Tokyo), jej ranga od razu wzrosła.
W skład dzisiejszego kompleksu wchodzą budynki z różnych czasów. Najstarszy jest Kōmyō-dō, z 1701 roku, a najmłodsza – Wielka Pagoda (Dai-tō), z 1984 r .
Kiedy tylko wdrapiemy się na kamienne schody natrafimy koleją bramę, Niomon. Jest przepiękna, misternie rzeźbiona, ozdobiona czerwonym lampionem i podparta, wyślizganą przez ponad dwieście lat, kamienną posadzką. To miejsce, gdzie warto się zatrzymać. Niech nie umknie Ci żaden detal bramy, ani wspaniałe latarnie. Tu spotkasz też pierwszy posąg Fudō-Myō, prawdziwego gospodarza tego miejsca.
Na wyższym poziomie jest Hon-dō, główny budynek Świątyni, gdzie odbywają się najważniejsze ceremonie ognia – Goma. Tam też znajduje się przepiękna stara 3-stopniowa Pagoda. Czerwona, niesamowicie zdobiona, od razu nasuwa skojarzenie z budynkami niebywałych świątyń w Nikko. Tak, to ślad i rozmach Tokugawów!
Sześciokątny pawilon na tyłach pagody jest już współczesny (1992 r.) i poświęcony Księciu Shōtoku (徳 太子), uważanego za ojca japońskiego buddyzmu. Legenda głosi, że kiedy Bodhidharma przybył do Japonii, spotkał się z księciem Shōtoku pod postacią głodującego żebraka.
W drodze na kolejny poziom warto jeszcze odwiedzić cudną, pokrytą rzeźbionymi detalami, drewnianą Shaka-dō, która kiedyś była głównym budynkiem świątynnym, a dziś pozostaje zdecydowanie w cieniu i na uboczu potężnego współczesnego Hon-dō. To w niej znajduje się posąg Buddy. W 1964 r. roku została przesunięta na obecne miejsce, aby zrobić miejsce nowej Świątyni.
Wyżej znajduje się mój ulubiony poziom, a na nim figura Kobo Dashi i absolutnie klimatyczne pawilony. Najsłynniejsze są dwa. Otwarty pawilon Gaku-dō to miejsce, w którym mieści się szereg tablic z obrazkami wotywnymi poświęconymi celebrytom z okresu Edo i kamienna figura aktora kabuki – Ichikawa Danjuro, który rozsławił Świątynię. Tuż za nim stoi, najstarszy w kompleksie, Komyō-dō. Przepiękny, z charakterystycznymi czerwonymi zdobieniami dla okresu Edo.
Lubię obejść go kilka razy. Za każdym razem dostrzegam nowy detal, za każdym razem robię kolejne zdjęcie ze ścierającą się pomarańczowo-czerwoną farbą.
Nad wszystkim króluje 58-metrowa Pagoda Pokoju, Dai-tō, symbol nauk Buddyzmu Shingon. Na najniższym piętrze jest wystawa poświęcona historii świątyni i pomieszczenia do kopiowania sutr, na wyższym urzęduje oczywiście Fudō-Myōo, tym razem w bajecznie kolorowym wydaniu. Nie można od niego oderwać wzroku! Podobno z najwyższego poziomu można podziwiać przepiękną panoramę okolicy, ale nigdy nie udało mi się tam dostać. Za to nie raz podziwiałam z tarasu Pagody niesamowite zachody słońca. Na tyłach znajdziesz zaskakujący niewielki ogród klasztorny, a za nim – już tylko ciemna otchłań dzikiego lasu bambusowego.
To naturalne miejsce do odpoczynku, przycupnięcia na moment na schodach i uzmysłowienia sobie skali Narita-san. Zapiera dech. Szczerze zachwyca. Nikogo nie pozostawi obojętnym. Teraz już można zbiec w dół po schodach Pagody i udać się w przeciwną, do świątynnych budynków, stronę, do ogrodów. Tu czeka cię cudowny spacer wśród obłędnej zieleni i trzech stawów. Kamienne latarnie, pływające koi i pawilon na wodzie – to tylko niektóre z rzeczy, na widok których uśmiechniesz się od ucha do ucha. I ogarnie Cię niebiański spokój.
Podsumujmy: Narita Park ma ponad 16 hektarów, jest jednym z największych kompleksów buddyjskich w Japonii, masz go dosłownie pod nosem, kiedy tylko opuszczasz lotnisko, a do tego… wstęp jest bezpłatny i możliwy przez całą dobę! Naprawdę lekkomyślnie byłoby to wszystko przegapić.
2 thoughts on “Narita-san. Skarb pod nosem”
Normally I Ԁon’t learn article on blogs, but
I would like to say that this ᴡrite-up verу compelled me to check out ɑnd
do ѕo! Yoᥙr writing style has been surpriseɗ me.
Tһanks, very nice post.
Excellent article. I will be experiencing many of these issues as well..|