O Tottori marzyłam od lat i wreszcie mogłam zrealizować ten pomysł. Ruszyłam więc nad Morze Japońskie z mocniej bijącym sercem i ogromną ciekawością. Nie zawiodłam się.
Wydmy Tottori (鳥取砂丘, Tottori Sakyu) rozciągają się na długości około 16 kilometrów wzdłuż wybrzeża i mają do dwóch kilometrów szerokości. Wznoszą się na wysokość 50 metrów i są częścią Parku Narodowego Sanin Kaigan (山陰海岸国立公園 San’in Kaigan Kokuritsu Kōen). Wydmy zostały uformowane, ponad 100 000 lat, przez piasek nanoszony z gór Chugoku przez rzekę Sendaigawa i ostatecznie ponownie osadzony wzdłuż wybrzeża przez prądy oceaniczne. Obszar ten jest totalnie odmienny od reszty Japonii, gdzie zdecydowanie dominuje klimat wilgotny. Tu temperatura piasku może szybko podnieść się do 64°C w słoneczne, letnie dni, chodzenie na bosaka wchodzi więc w grę dopiero po zachodzie słońca.
Do parku wydmowego przybyłam wczesnym popołudniem. Na szczęście nie było tłumów. Najpiękniejszy i najbardziej piaszczysty obszar zwiedzania rozciąga się na półkilometrowym pasie, dokładnie między parkingiem a morzem. Najpierw trzeba ruszyć, z pełnej zieloności, po piaszczystym zboczu, w dół, a zaraz potem wdrapać się, w kierunku morza, na szczyt najwyższych wydm. Stąd można eksplorować rozległe połacie piasku, które ciągną się przez kilka kilometrów w niemal każdym kierunku.
Siadam na krawędzi wydmy. Nagle zaczynam bardzo bardzo powoli zsuwać się w dół, w stronę wody. Razem z piaskiem. W ostatniej chwili wdrapuję się z powrotem na górę i sadowię w bezpiecznej odległości od uskoku. Z ruchomymi piaskami nie ma żartów. Pływy i wiatry nieustannie kształtują wydmy, co zapewnia ciągle zmieniający się krajobraz. Ich falista topografia, naznaczona subtelnymi wzorami, jest hipnotyzująca.
Szczyty wydm zapewniają piękne widoki. Widzę w oddali skaliste wybrzeże Uradome, gdzie mam nadzieję dostać się następnego dnia. Widzę sylwetki ludzi szalejących w piaszczystym krajobrazie. Najbardziej odważni próbowali paralotniarstwa i sandboardingu (odmiany snowboardu).
Słońce zaczyna lśnić nad wodą. To znak, że najwyższy czas przemieścić się, zielonkawą krawędzią wydm, na południową stronę Parku Narodowego.
Koniecznie chcę zobaczyć Tanegaike (多鯰ヶ池). To cichy i spokojny naturalny staw, który zaczął kształtować się około 200 000 lat temu. Fale i prądy przybrzeżne wypchnęły piasek z dna oceanu do małej, skalistej zatoki, tworząc w nim mierzeję. Kiedy morze cofnęło się, pozostawiło suche zagłębienie, a deszcz i woda gruntowa wypełniły go. Ma głębokość ok 17 metrów, a poziom wody pozostaje w nim prawie stały, bo nie wpływają do niego żadne rzeki ani strumienie.
Według legendy staw jest strzeżony przez Otane (お種), ducha kobiety przemienionej w węża, zwierzęcego posłańca bogini Benzaiten (弁才天), która króluje w tej okolicy. To córka boga mórz i jedyna kobieta wśród Siedmiorga Bogów Szczęścia. Opiekunka urody, bogactwa i muzyki, patronka zakochanych oraz artystów. Cały patronat pasuje mi jak ulał. Odwiedzam więc nad wodą małą świątynkę poświęconą bogini, Tanegaike Bentengū Shrine (多鯰ヶ池弁天宮). Pełna jest różnorakich węży oczywiście. Sama szybko rysuję sobie węża na przedramieniu, żeby wzmocnić 5 błogosławieństw – od urody po artystyczną wenę.
Postanawiam wrócić tu pod koniec dnia, tymczasem zamierzam odwiedzić jeszcze Sankoen. To najbardziej znane sady w okolicy. Bardzo ciekawią mnie „torebkowe” uprawy gruszek nashi, z których Tottori słynie od ponad 100 lat. Sankoen ma dziesięć rodzajów gruszek, w tym „gruszki dwudziestowieczne”. W cenie biletu, 1000Y, można zebrać i zjeść na miejscu tyle owoców, ile się chce. Specjalnie nic nie tknęłam od śniadania, żeby obżerać się do nieprzytomności, ale i tak pyszne nashi w marnej liczbie 3 zapełniły mnie wystarczająco. Są przepyszne. Odpowiednio słodkie i soczyste.
Zadowolona i objedzona wracam do Bentengū Shrine. Złapać tu ostatnie promienie słońca jest przebosko!
*Wydmy Tottori stały się miejscem akcji słynnej książki „Kobieta z wydm”, japońskiego pisarza Kōbō Abe, a następnie filmu pod tym samym tytułem.