W północnej części Tohoku, nad Oceanem Spokojnym, rozciąga się przepiękne wybrzeże Tanesashi (種差海岸 Tanesashi Kaigan), które absolutnie należy odwiedzić. Bez dyskusji.
Najlepiej jest odjechać pociągiem maksymalnie daleko od Hachinohe i wracać wspaniałym nadbrzeżnym spacerem. W zależności od trekkingowego zacięcia, to może być 11-20 km wędrówki. Wszyscy odradzali nam tą wyprawę przysięgając, że we wrześniu kończy się tam przyjazny czas i lodowate podmuchy wyziębią nam nawet kości. Co prawda, listopadowe północne wiatry Tohoku od kilku dni dawały nam się we znaki, ale tego dnia akurat pogoda nam dopisała. Wędrowcy wysiadają zwykle na stacji Tanesashikaigan, ale ja uparłam się pojechać dalej, dzięki czemu po drodze obejrzeliśmy, jeszcze z okien pociągu, przepiękny ogród. To była dobra wróżba i zapowiedź kapitalnego dnia!
Ze stacji przeszliśmy, w ciągu kilku minut, prosto na skalistą plażę. W zasadzie to dzika wysuszona łąka, która wchodzi do oceanu wraz wielkimi głazami. Usiadłam na jednym i, jak zaczarowana, zaczęłam wgapiać się w dal. Pierwsze chwile naszej wyprawy, a mnie już wciągnęło! Ta przestrzeń naprawdę robi wrażenie. Zwłaszcza, kiedy jest kompletnie bezludna. To, co od razu przychodzi na myśl: Bezmiar. Surowość. Pierwotne piękno. Krajobraz bez człowieka i bez żadnego śladu człowieka jest po prostu doskonały. Kompletny. Wystarczający.
Zostałam szybko zdyscyplinowana i pogoniona dalej. Nie na długo. Kiedy weszliśmy na zielone trawiaste wniesienie Tanesashi, znowu uległam pokusie pozostania tu chwilę dłużej.
To był ostatni tak sielski przystanek, bo dalej rozpoczyna się już droga przez cudowny 100-letni zagajnik sosnowy, Yodo no Matsubara (淀の松原). Ścieżka wije się tu raz w górę, raz w dół, między tańczącymi pniami nadmorskich sosen. Czasem otwiera się na skaliste wybrzeże i przepiękną panoramę, czasem wraca do leśnej ciszy.
Mijamy charakterystyczną okrągłą skałę o nazwie Shiraiwa (白岩). Wielki okrągły głaz tkwi w wodzie, blisko brzegu i wygląda tak, jakby ktoś wylał na niego białą farbę. Winowajca? Mewy czarnoogonowe. To ich ulubiona okolica, nie powinno nikogo więc dziwić, że skała jest pokryta… ich odchodami.
Teraz, za portem rybackim Fukakubo (深久保漁港), ścieżka wznosi się coraz wyżej, żeby w kulminacyjnym miejscu, zwanym Promenadą Tamurazaki (田村崎遊歩道, Tamara zaki yuhodo) podarować przepiękne widoki na poszarpane klify.
Potem znów spada w dół, do rybackiej osady Shirahama (白浜海水浴場), gdzie rozpoczyna się ogromna plaża Ōsuka. Aż trudno uwierzyć, że te wszystkie piękne miejsca zostały pieczołowicie oczyszczone i na powrót przygotowane do wędrówek po wielkim tsunami, które nawiedziło Tohoku w 2011 roku. Cała mała infrastruktura została odtworzona na nowo.
Ōsuka to najdłuższa plaża w północnym Tohoku, którą można przejść pieszo. Jest też nazywana Nakisuna no Hama (鳴砂の浜), co oznacza „plażę śpiewającego piasku”. Piasek jest tu tak czysty i delikatny, że wydaje cudowny skrzypiący dźwięk pod stopami, gdy się po nim chodzi. Nawet pod koniec listopada warto ściągnąć na chwilę buty, żeby tego doświadczyć. Przy plaży rosną niesamowite wysokie trawy. Koniecznie warto odejść w tym miejscu od wody i wejść w trawiasty zagajnik. Jest wyjątkowo rozległy a wysokość traw zaskakująca.
Ścieżka znów wznosi się ku górze, a przy obelisku Higashiyama ( 東山) są najpiękniejsze widoki na plażę i okolice. To idealne miejsce na przerwę i mini-piknik. Czas wreszcie nieco odciążyć plecaki. Lanczyk w takich warunkach jest wyjątkowy. Boskość absolutna…
I potem znowu w dół, do rejonu Ashigezaki (葦毛崎), gdzie ciemne ostre skały kąpią się w oceanie przy niewielkiej piaszystej plaży. Dla mnie to najpiękniejsze miejsce całej wędrówki. Jest tu jakaś wyjątkowa przestrzeń. Czystość. Lekkość. Niezłomność. Tu poczułam się wyjątkowo blisko pierwotnej natury planety. To bardzo mnie urzeka i wzrusza.
Ostatnim punktem naszej wyprawy jest Świątynia Kabushima (蕪島), położona na szczycie niewielkiego wzgórza. Od stuleci mieszkańcy modlą się tu o powodzenie w swoich przedsięwzięciach, a także o trwałe spółki, związki i małżeństwa. Kabushima to jedyne miejsce w Japonii, w którym masowo lęgną się mewy czarnoogonowe (Umineko). Co roku co najmniej 30 do 40 000 mew zatrzymuje się przy Kabushimie. Ptasie odchody są tu tak popularnym niebezpieczeństwem, że przy wejściu można wypożyczyć bezpłatne parasole. Jeśli zostaniesz trafiony takim specyficznym pociskiem, należy natychmiast zgłosić to do świątyni, a otrzymasz bezpłatne małe drewniane omamori, które potwierdza, że będziesz miał szczęście przez cały kolejny rok. Czyli podobnie jak u nas!