KansaiKyotoŚwiątynie

Kinkakuji. Złoty Pawilon w Kyoto

Kinkakuji to jest jedno z tych miejsc, które widziałam „sto razy” i chętnie zobaczę i „sto pierwszy”. Złoty Pawilon chyba po prostu nie może się znudzić. Podróżni, którzy chcą uchodzić za wyrafinowanych, zawsze powiedzą, że bardziej godna uwagi jest świątynia Ryoan-ji ze słynnym kamiennym ogrodem, albo przynajmniej Ginkaku-ji, dużo skromniejszy, Srebrny Pawilon. Moim zdaniem, każde z tych miejsc jest niekwestionowaną wspaniałością w swojej kategorii i nie należy ich w ogóle porównywać.
Kinkakuji (金 閣 寺) czyli Świątynia Złotego Pawilonu jest przepiękna. Budynek wygląda obłędnie o każdej porze dnia, w każdą pogodę i podczas każdej pory roku. W pełnym słońcu zaś, oblany świetlistym złotem, które niemal skapuje do stawu, po prostu zapiera dech. Jest jednym z 17 zabytków Kyoto znajdujących się na liście Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.

 

 

Pierwotnie cały ten teren był prywatną rezydencją shoguna Ashikaga Yoshimitsu, zbudowaną na obszarze zwanym Kitayama-dai (北山第) – na Północnej Górze. Zgodnie z testamentem shoguna, po jego śmierci (w 1408 roku) posiadłość została przekształcona w świątynię Zen odłamu Rinzai. Otrzymała nazwę Rokuon-ji (鹿苑寺 – Świątynia w Ogrodzie Jeleni), która formalnie utrzymana jest do dziś, zwyczajowo jednak wszyscy to miejsce nazywają Kinkaku-ji.
Sam Złoty Pawilon to unikalna budowla usytuowana nad dużym malowniczym stawem Kyōko-chi (鏡湖池). Właśnie ten widok, lśniącego pawilonu odbijającego się w gładkiej jak lustro wodzie, poprzetykanej dziesiątkiem malutkich wysepek porośniętych miniatutrowymi sosenkami, każdy zachowa w pamięci na zawsze. To jedyny oryginalny ślad po dawnym kompleksie Yoshimitsu, chociaż sam budynek spłonął nieraz w czasie swojej historii.  Obrócił się w zgliszcza w czasie wojny domowej Onin, która zniszczyła większość Kyoto, i, jeszcze raz, w 1950 r., kiedy został podpalony przez szalonego mnicha. Dzisiejszy Pawilon został odbudowany w 1955 roku i naprawdę jest pokryty płatkami złota.
Pawilon i staw są zawsze dziko oblegane. Każdy chce zrobić najlepsze zdjęcie i oczywiście wcisnąć i siebie w kadr. Sama byłam zaskoczona, jak dużo mam stamtąd fotek. Z przodu, z tyłu, w słońcu i w deszczu, podczas hanami i koyō…

  

Im dalej od tego miejsca, tym luźniej.  Mieszkalna rezydencja, usytuowana tuż obok, zawsze wywołuje u mnie ukłucie serca. Mogłabym przejąć tę nieruchomość z miejsca! Ma idealne proporcje. Masywne brązowe fusuma pachną drewnem. Białe tynki dodają budynkowi lekkości. Lśniący czarny dach jest pełen majestatu. I ogród! Tylko jego część  jest dostępna dla przeciętnego oka. Ascetyczne żwirowe pole poprzetykane pojedynczymi drzewami. Przepięknie ukształtowana sosna, od strony pawilonu,  zna zapewne niejedną historię. Resztę ogrodu skrywa piaskowy mur.  Za każdym razem, kiedy tam jestem, zamykam oczy i mocno dotkam go ręką. Wyobrażam sobie, jak może wyglądać sekretny świat wewnątrz. Wyobrażam też sobie jak współczesna osoba (wiadomo która przecież) mogłaby wspaniale mieszkać w starej rezydencji shoguna. Miks tradycji z nowoczesnością zwykle bywa smakowity.

  

 

Na tyłach Pawilonu ścieżka prowadzi przez ogrody świątyni, które zachowały swój oryginalny projekt z czasów Yoshimitsu. Jest tam kilka magicznych miejsc, w tym staw Anmintaku, który nigdy nie wysycha, oraz posągi, na które ludzie rzucają monety na szczęście. Schodkami w górę. Schodkami w dół. 

 

Nigdy nie przepuszczam okazji do odwiedzenia herbaciarni Sekkatei. Chociaż została dodana do Kinkakuji dopiero w okresie Edo, wygląda na najstarszy budynek w kompleksie. Jego skromność i niewyszukana prostota jest ujmująca. Cudownie byłoby zasiąść tu o zachodzie słońca, aby pożegnać dzień i napić się ostatniej herbaty…

Ze wzniesienia Sekkatei zawsze szybko zbiegam w stronę wspołczesnej, czynnej herbaciarni, wprost do pawilonu Fudōdō. To już niemal punkt obowiązkowy każdych odwiedziń, a samego Fudō Myō, gospodarza świątyni, darzę dużą atencją od zawsze. Podobno główny posąg został wyrzeźbiony przez samego czcigodnego Kobo Daishi w okresie Heian. Pisałam o nim chociażby przy okazji opowieści o Misen. Posąg jest ukryty wewnątrz świątyni, można go zobaczyć tylko podczas Setsubun, 3 lutego, oraz Kaihi, 16 sierpnia.

 

Przy wyjściu z kompleksu nigdy nie odmawiam sobie przepysznych lodów z zielonej herbaty. Lubię wtedy usiąść na ławeczce pod klonami i obserwować lokalne piękności. I już się nie mogę doczekać następnego razu, bo wiadomo przecież, że przy najbliższej okazji znów tu wrócę.
„Sto razy” ma swoje uroki. Już nie muszę tak łapczywie chłonąć obrazu samego pawilonu. Mam go już „wgrany” na zawsze. Teraz z największą przyjemnością, spokojnie i potajemni,e zachwycam się stawem Kyōko-chi.

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *