KansaiZamki

Takeda. Boskie ruiny i miasteczko zamkowe

Namówiliśmy się wreszcie z przyjaciółmi na wyprawę do zamku Takeda. W zasadzie do tego, co z niego pozostało. Ale trzeba to powiedzieć na samym początku – ruiny zamku są przekapitalne. Nie bez powodu nazywa się to miejsce japońskim Machu Picchu. Chociaż nie zachowały się do dziś żadne budynki, fundamenty są nadal w dużej mierze nienaruszone, dzięki czemu cały układ budowli, wraz z centralną fortecą i trzema skrzydłami, jest doskonale widoczny i działa na wyobraźnię, że hej. Zamek jest naprawdę wielki!  Wybudowano go na szczycie góry Kojōzan, wzdłuż dwóch dwóch osi: 100 i 400 metrów.  Co za położenie. Co za widoki. W głowie pojawiają się się dziesiątki pytań. Jak oni to zbudowali. Jak to musiało wyglądać. Kto wybrał to miejsce. Co za przegość tu mieszkał!

Zamek Takeda (竹田 城, Takedajō) został zbudowany w 1441 roku jako Zamek Izushi przez Mitsukage Otagakiego, władcy ziem Yamana Sōzen.  Nieco ponad sto lat później został podbity przez Toyotomi Hideyoshiego. Ostatnim władcą zamku był Hirohide Akamatsu, ale mimo, że dzielnie walczył u boku Ieyasu Tokugawy w bitwie pod Sekigaharą, wypadł z łask i popełnił seppuku. Zamek pozostał od tego czasu opuszczony i bezpański. Stopniowo, na przestrzeni wieków, popadał w ruinę. W latach 80-tych zabezpieczono pozostałości i udostępniono do zwiedzania. W 2006 roku zamek Takeda został wpisany na listę “Stu Najlepszych Zamków Japonii”. W pełni na to zasługuje. Moim zdaniem powinien być zdecydowanie gdzieś w ścisłej czołówce.

 

 

Dziś Takeda to oficjalny „zamek w ruinie” (竹田 城 跡, Takedajō-seki) Niczego mu to jednak nie ujmuje, a nawet wprost przeciwnie. Ruinowatość dodaje majestatu, godności i dekadencji. Kiedy dorzucimy to tego trzy garście chmur – mamy już pełen mistycyzm. I kolejny przydomek. „Zamek unoszący się na niebie”. My zaplanowaliśmy wyprawę do ruin Takeda na początku hanami. Zadekowaliśmy się w uroczym rodzinnym ryokanie  w Wadayamie i ruszyliśmy na zamek. Pogoda nie rozpieszczała, zaopatrzyliśmy się więc i w puchówki i w deszczówki. Wszystko się przydało, łącznie z parasolami. Duchy Panów Zamku okazały się jednak łaskawe i kiedy dotarliśmy już na sam szczyt, chmury rozstąpiły się ukazując najpierw całą dolinę, a potem przeboskie ruiny. I znów wyobraźnia, nie daje spokoju. Bo skala projektu jest wielka, nawet jak na dzisiejsze czasy. Bo przestrzeń wydaje się uwalniać wszystko, co stłumione wewnątrz człowieka. Bo nieograniczone widoki, 360 stopni wokół góry, pozwalają się poczuć władcą wszechświata. Choć na mały moment. Na lokalną skalę chociaż. Tu i teraz.
Wiatr smaga niemiłosiernie. Chmury przetaczają się nad głowami. Krople deszczu nie znają litości. To musiała być twierdza dla prawdziwych twardzieli. Ech, oczywiście tylko dodaje jej to uroku…

 

 

 

 

 

 

I w tej calej surowości i okrucieństwie górskiego świata pojawia się nagle jedna jedyna sakura. Brzemienna bladoróżowym kwiatem. Lekka jak obłok, słodka jak wata cukrowa. Nierealna i najprawdziwsza. Niepasująca i jak najbardziej na miejscu. Przeciwieństwa się uzupełniają i tworzą doskonałość. Coś twardego i coś delikatnego. Kamień i kwiat. Śmierć i życie.

Wieczór spędzamy w naszym miasteczku, snujemy się tam i siam. Trafiamy na stary cmentarz, ale ciekawość i entuzjazm ustępuje niepokojowi. Jesteśmy już pewni, że zwęszyły nas miejscowe duchy czyli Oni (鬼). Towarzyszą nam w drodze do naszego ryokanu, choć idziemy opłotkami i kluczymy, żeby je zgubić. Nic z tego. Huczą w toalecie, aż szyby drżą, uderzają o ściany, tłuką w okna. Cały dom się trzęsie w posadach. Gromadzimy futony dość blisko siebie i zamykamy się na cztery spusty. Oni szaleją na całego, a my usiłujemy jak najszybciej zasnąć, żeby się nie bać.

 

 

Rano budzimy się siłą woli i trzema budzikami. Jest ciemno i zimno. Szczękając zębami nakładamy na siebie wszystkie ubrania. Mogłabym przysiąc, że w tym czasie Oni wskakują w nasze ciepłe posłania. Ech, losie.

My tymczasem ruszamy na wschód słońca do Ritsu-unkyō. To najlepsze miejsce do obserwacji zamku o świcie. Na miejscu nie jesteśmy pierwsi. Na parkingu jest już wiele porzuconych samochodów, najdzielniejsi śmiałkowie już dawno wspinają się po zboczu. Wśród nas są i nieustraszeni sportowcy, którzy biegiem cisną na szczyt, i maruderzy, którzy ledwo łapią oddech i powłóczą noga za nogą. Oczywiście należę do drugiej grupy. Nie odbiera mi to ani humoru, ani siły zachwytu. Co prawda tego ranka nie zebrały się żadne chmury i zamek nie pływał ani trochę, ale wschód słońca omiótł go przepysznie ciepłą promienną poświatą i zdecydowanie podniósł morale po niełatwej nocy.  Rozochoceni nowym wspaniałym dniem ruszamy do miasteczka Takeda. 

  

Takeda, leżące u podnóża zamku, ma wszystko, co powinno mieć miasto zamkowe. Uroczą zabudowę, zacne świątynie, stare rezydencje i browar sake, przerobiony na przepyszny hotel. W dawnych czasach to miejsce tętniło życiem, w rytmie wyznaczonym przez zamek i pory roku. Wojownicy w zbrojach chodzili ulicami, mieszkańcy pracowani nad zaopatrzeniem. Dzisiejszy spacer też jest bardzo udany. U podnóża góry Kanashiyama przycupnęły cztery świątynie z kamiennymi mostkami. Zenshoji jest najstarsza, powstała w 1334 roku, Jokoji jest ściśle związana z panującą rodziną, a wewnątrz znajduje się obelisk poświęcony pierwszemu Panu Zamku, Otagaki Mitsukage, Shokenji z kolei jest rezydencją opata, a Houjuji ma najładniejszy cmentarz na zboczu.

 

 

 

 

 

  

 

Zdecydowanie warto odwiedzić Hotel EN. Budynki, mające 400-letnią historię, zostały fantastycznie odrestaurowane. To własność miejscowej rodziny Kimura, która mieszka w tym regionie od ponad 16 pokoleń, a jej dziedzictwo pochodzi od Iio Ukyounoshin Naotoshi, słynnego samuraja, który służył pod władcą feudalnym Shingen Takedą. Po śmierci swojego pana, zmienił nazwisko na Kimura.

 

 

Na zakończenie wyprawy lądujemy w uroczej kafejce, gdzie rozprostowujemy nogi na podłodze i zalegamy dość swobodnie, rzec by, bezczelnie nawet, wokół stołu. Każdy zamawia coś pysznego. Ja wcinam świetny sernik z tofu. Niebo w gębie. Zamek nad głową. Są powody do radości.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *