Kiedy pierwszy raz zobaczyłam ten pawilon na obrazie Hiroshige, nawet do głowy mi nie przyszło, że istnieje do dziś. A jednak.
To była dziwna końcówka lata. Dużo się działo, byłam zmęczona i przytłoczona sprawami. Jezioro Biwa ewidentnie przywołało mnie wtedy. Każdy niemal dzień spędzałam na jego brzegu szukając spokoju i nowego domu. Aż pewnego popołudnia, na mapie nabrzeża, zobaczyłam znajomą budowlę i chociaż dzień swoje najlepsze chwile miał już dawno za sobą, a stalowe chmury złowieszczo schodziły w stronę jeziora, natychmiast podążyłam za głosem serca.
Pociąg, autobus i spacer. Już w strugach deszczu. Już nie spotykając po drodze żywej istoty. Już zdana tylko na swoje myśli i wodne duchy. Pod powyginanym parasolem zdecydowanie maszerowałam w stronę jeziora. Po drodze odwiedziłam jeszcze Izu Shrine i Świątynię Choyozan. Mokre drewno starych budynków pachnie niesamowicie. Mokre czarne dachówki lśnią przepięknie. Mokre figi ze świątynnych ogrodów smakują wybornie.
Brama świątyni Mangetsuji (満 月 寺) jest piękna. Zaprasza do środka, ale ja przystaję chwilę pod jej urokiem. Zapamiętam ją jako Bramę W Rozkroku, nieśmiało przysłoniętą dorodnymi sosnami.
Legenda głosi, że mnich Genshin codziennie spoglądał w dół z Mt. Hieizan, i każdej nocy widział dziwne światło w jeziorze Biwa. W końcu wybrał się nad wodę z siecią na ryby i wyłowił piękny złoty posąg Buddy Amidy. Na pamiątkę tego wyrzeźbił 1000 posągów Buddy i stworzył Ukimido – Pływający Pawilon, który umieścił tam, skąd wyciągnął skarb. Ukimido stało się miejscem modlitwy o bezpieczeństwo, a wokół niego powstała świątynia. To wszystko działo się w okresie Heian (794 – 1185), ale pawilon, wielokrotnie przebudowywany, można odwiedzić w każdej chwili. Ten obraz wart jest zapamiętania. Faktycznie występuje na jednym z drzeworytów z serii „Ośmiu widoków Omi” – „Dzikich gęsi wracających do domu w Katata” (堅 田 の 落雁) autorstwa Hiroshige. Pod wrażeniem tej scenerii był także Matsuo Basho, słynny poeta z epoki Edo.
Mangetsuji zachwyca, ale nie powala. To bardziej urok, niż czar.
To zwykła skromna buddyjska świątynia na brzegu jeziora. Proste budynki, niewielki ogród i ten mały drewniany pawilon, wchodzący do wody.
Idę po wąskim mostku. Siadam pod daszkiem i patrzę w dal. Prosto w stalowy błękit jeziora. I wtedy obsiadają mnie znów wszystkie moje troski. W głowie kłębią mi się różne myśli. Razem z deszczem spadają na mnie rozmaite uczucia. Pozwalam im przychodzić i odchodzić. Pozwalam myślom płynąć. Pozwalam sercu bić szybciej i wolniej. Pozwalam na ścisk gardła i ciche westchnienia. Umysł zaczyna mnie zwodzić. Oczy zaczynają mnie zwodzić. Nic już nie czuję.
Nie wiem od jak dawna siedzi obok mnie. Ma swoje lata i dobre oczy. Bierze mnie pod ramię i wracamy na brzeg. Jego delikatny uśmiech niemal rozgania chmury.
Rozmawiam na kamiennym nabrzeżu z opatem światyni Zen. Ciągle patrzymy na cudny pawilon Ukimido. Pamiętaj – mówi – że nie wszystkie doświadczenia są po to, by się z nimi zmagać, walczyć, siłować. Niektóre są po to, by przekonać się, że dalej już nie można iść. Trzeba się wtedy po prostu odwrócić i odejść. Jak po tym mostku.