Już na początku ogłoszę coś niepopularnego: lubię sprzątać.
Jeśli uznamy jednak, że słowo „lubię” nigdy nie powinno stać blisko „sprzątać” to zamienię swój manifest na: wolę sprzątać niż gotować.
Tak czy siak, nie mam problemów z robieniem porządków, szczerze uważam, że mają faktycznie głębszy sens i nie można mieć „uporządkowanej głowy”, jeśli nie ogarnęło się przestrzeni wokół siebie.
Tak, mam tak od zawsze.
Wspomnienie pierwsze:
Kiedy byłam nastolatką piątkowe wieczory spędzałam dość hucznie, a co za tym idzie, marzyłam aby następnego dnia wylegiwać się w łóżku do oporu. Nigdy to nie było możliwe. Co sobotę budził mnie złowieszczy głos odkurzacza, targanego energicznymi rękami mojej Rodzicielki, obwieszczający Cotygodniowe Wielkie Sprzątanie.
Wspomnienie drugie:
Moje pierwsze sesshin (接心) w ośrodku ZEN również wrzuciło mnie w wir sprzątania. Rytm dnia wyznaczają wtedy proste czynności i rytuały. Dzień zaczyna się zwykle o 4:00 rano, a większość czasu zajmuje potem wielogodzinne siedzenie w zazen, przetykane jednak różnymi aktywnościami, w tym samu (作務). Samu to proste fizyczne zajęcia traktowane również jako rodzaj praktyki duchowej, wykonywane w spokoju i z dużą uważnością – głównie właśnie sprzątanie, naprawianie lub praca w ogrodzie. W klasztorach ogromną wagę przywiązuje się do balansu na każdym poziomie, zatem ilość czasu poświęcona na siedzenie czy „rozterki intelektualne” powinna być równoważona taką samą ilością pracy fizycznej.
Wspomnienie trzecie:
Pierwszy powrót z Japonii do mojego nowego wymuskanego i minimalistycznego (jak mi się wydawało) warszawskiego mieszkania postawił je w nowym świetle – wydało mi się okropnie zagracone i… jakieś „niedoszorowane”. I znowu zakasałam rękawy.
Tak już teraz jest. Terroryzuję moją rodzinę w kwestiach sprzątania, czyszczenia i układania, a kiedy wracam z japońskiej wyprawy, za każdym razem zarządzam pozbycie się „kolejnej połowy” naszego dobytku.
Następnym cudownym pretekstem do MEGAporządków w moim domu jest grudzień. Japońskim zwyczajem trzeba usunąć wszystkie „brudy mijającego roku”. To też symboliczne wymiecenie starych spraw i stworzenia miejsca na nadchodzące nowe.
Porządne japońskie sprzątanie to osouji (お 掃除). Będąc w Japonii nie sposób nie zwrócić uwagi na brak śmieci na ulicach i w publicznej przestrzeni. Ludzie tutaj są bardzo dumni z „wszechpanującej” czystości, w szkołach, biurach, na dworcach i oczywiście w swoich domach. Sprzątanie jest poważna sprawą i dotyczy każdego, ale osouji końca roku to jest dopiero SPRZĄTANIE! To czas ataku na najgorsze sprzęty i zakamarki: szorowanie okapów kuchenki i wierzchu żyradoli (fuj!), balkonów, zewnętrznych futryn i parapetów, odsuwanie lodówek i pralek. Dopiero po zakończeniu całej tej operacji, można z czystym (nomen omen!) sumieniem zamknąć kolejny rok.
W świątyniach Shinto, 13 grudnia, kapłani tradycyjnie wykonują susuharai (煤 払 い), czyli oczyszczenie z sadzy i pyłu, aby dziękować za błogosławieństwa roku poprzedniego i oczyścić świątynię na nowy rok.
Po wielkim Sprzątaniu Końca Roku rodzina może się wreszcie zebrać się i wspólnie odpocząć, nagradzając swoje wysiłki pyszną kolacją i zacnym alkoholem, którego ilość jest adekwatna do włożonego w osouji trudu.